Recenzja i test projektora Philips PicoPix 3610
Przenośne projektory nie są u nas zbytnio popularne. Wszędzie spotykamy ich większych braci, a w naszych domach miejsce w salonach zagrzały już sobie telewizory. Czy małe projektory mają szansę się przebić i znaleźć szerszą grupę odbiorców? Na to i wiele innych pytań postaram się odpowiedzieć w tej recenzji. Zapraszam!
Przenośne projektory nie są u nas zbytnio popularne. Wszędzie spotykamy ich większych braci, a w naszych domach miejsce w salonach zagrzały już sobie telewizory. Czy małe projektory mają szansę się przebić i znaleźć szerszą grupę odbiorców? Na to i wiele innych pytań postaram się odpowiedzieć w tej recenzji. Zapraszam!
Projektor Philipsa został zaprezentowany w 2013 roku. Jest to jeden z pierwszych takich urządzeń wyposażonych w system Android. Zawiodłem się bardzo, że znalazłem w nim tylko Gingerbreada. Na stronie producenta natrafiłem na aktualizację z sierpnia bieżącego roku, poprawiła ona znacznie resposywność interfejsu. Szkoda tylko, że procesor jest oparty na archaicznej architekturze armv6 – dyskwalifikuje to większość współczesnych programów. Warto o tym wspomnieć, producent nie informuje o tym fakcie na swojej stronie. Reszta specyfikacji przedstawia się następująco:
Opakowanie
Pudełko jest sporych rozmiarów, kiedy po raz pierwszy raz je zobaczyłem miałem mieszane uczucia co do wielkości samego urządzenia. Dobrze, że moje przypuszczenia się nie sprawdziły – projektor jest bardzo mały. Oprócz samego urządzenia w zestawie powinna znaleźć się instrukcja, pilot, zasilacz, kabel mini USB, kabel mini HDMI <-> HDMI oraz pokrowiec. Mój testowy zestaw był trochę okrojony, ale całe szczęście nie przeszkodziło mi to w użytkowaniu sprzętu.
Budowa
Wymiary PicoPixa to zaledwie 105x105x31mm. Można je spokojnie porównać do Apple TV. Spokojnie mieści on się w dłoni, na upartego można go nawet włożyć do kieszeni. Obudowa jest bardzo solidna, nie ugina się i nie trzeszczy nawet pod sporym naciskiem. Szkoda tylko, że plastik bardzo szybko się rysuje i zbiera odciski palców.
Na bokach znajdują się wszelkiego rodzaju gniazda. Przełącznik pełniący funkcję włącznika znajduje się na prawej ściance razem z analogowym wejściem dźwięku i obrazu.
Na lewej ściance umieszczono pełnowymiarowy port USB wykorzystywany przez odtwarzacz multimedialny.
Na dolnej części obudowy zlokalizowano większość gniazd: zasilanie(12V,2A), micro USB, slot dla kart SD/MMC, wyjście mini HDMI oraz wyjście dźwięku w postaci jack 3.5 mm.
Na przodzie najważniejsza część – obiektyw z pokrętłem do regulacji ostrości.
Bardzo miłym dodatkiem jest umieszczony na dole projektora gwint do montażu sprzętu na ścianie czy np. w statywie fotograficznym. Osobiście korzystałem z tej drugiej opcji. Zamontowałem projektor koło kanapy i ustawiłem tak, żeby pokrywał obrazem całą ścianę.
Obsługa
Producent dał nam wiele opcji, projektor można obsługiwać m.in gładzikiem dotykowym, aplikacją czy nawet dedykowanym pilotem – nie powiem o nim za wiele, niestety nie znalazłem go w pudełku. Touchpad jest bardzo mały, można go porównać do tych ze starych netbooków. Nie wspiera żadnych gestów, strefy odpowiedzialne za przewijanie są zaznaczone przy krawędziach. Zaraz nad gładzikiem znalazło się sporo miejsca na przyciski dotykowe potrzebne do obsługi Androida.
Nie wiem po co montować w projektorze gładzik, przy każdym dotknięciu obraz drga jak szalony i często trzeba od nowa ustawić urządzenie. Miejsce, które zajmuje w środku można było wykorzystać dużo lepiej. Lepszą opcją na sterowanie urządzeniem z kanapy jest aplikacja na systemy iOS/Android. Jej designerzy zatrzymali się w czasach iOS 6, ale dobrze spełnia ona swoje zadanie. Po jej włączeniu i wybraniu z listy naszego projektora pojawia się wielki panel dotykowy do nawigowania po androidowym interfejsie – jest to dużo wygodniejsze od małego touchpada.
Oprogramowanie
Philips starał się uczynić swój projektor możliwie najbardziej uniwersalnym urządzeniem, które mogłoby mogłoby przyciągnąć dużą ilość zróżnicowanych odbiorców. Ja osobiście uważam, że niespecjalnie się to udało. Android w wersji 2.3.1 nie jest już dzisiaj atutem, ogranicza on bardzo mocno ukryty w tym maleństwie potencjał. Wyobraźcie sobie jak bardzo zyskałby on na lepszym procesorze. Sam osobiście wgrałbym na niego XBMC i aplikację ze wsparciem Chromecast/AirPlay Mirroring. Wtedy byłby dużo bardziej funkcjonalny, odtwarzałby filmy z VOD albo prezentacje z urządzenia, które trzymam w ręce. Wszytko to przekreśla już nie sam Gingerbread tylko archaiczny procesor, ostatnio miałem do czynienia z tą architekturą cztery lata temu w kultowym LG GT-540. Nigdy nie zrozumiem czemu zdecydowano się na zastosowanie takiego układu w 2014 roku, każdy chiński SoC spisałby się dużo lepiej. Producent dał nam do dyspozycji prosty odtwarzacz wideo, zamiennika radzę nie instalować – VLC kompletnie nie radzi sobie z dekodowaniem obrazu, w przypadku niektórych formatów problem jest już przy rozdzielczości 720p. Można się do tego dostosować poprzez konwertowanie materiału do wspieranego kodeka i natywnej rozdzielczości – po co projektor ma go potem downscale’ować. Na wbudowanym pakiecie biurowym wolałbym nie pracować, nie muszę chyba tłumaczyć jak radzą sobie alternatywne aplikacje z plikami pakietu Office – istnieje duże ryzyko, że dokument straci formatowanie. Za plus można wymienić sprawnie działającego klienta Youtube, jest intuicyjny w obsłudze a dzięki aplikacji do sterowania projektorem wyszukiwanie w nim klipów jest bezbolesne. Poniżej znajdziecie galerię przedstawiającą najważniejsze elementy interfejsu projektora, sami oceńcie czy bylibyście zadowoleni z takiego systemu.
[nggallery id=288]
Prawie zapomniałbym o wsparciu dla DLNA, pozwala to rzucać na projektor wszelkie multimedia za pośrednictwem Wi-Fi. Osobiście bardzo nie przepadam za tym standardem, jest on ściśle ograniczony do kodeków wspieranych przez odbiornik, w wielu przypadkach źródło wymaga transkodowania lub wcale się nie odtwarza. Na waszym miejscu nie kierowałbym się wsparciem dla tego protokołu przy wybieraniu przenośnego projektora, sam potraktowałem go jako ciekawostkę – do PicoPixa zawsze wpinałem się kablem.
Jakość obrazu
Gdy pierwszy raz włączyłem ten projektor ujrzałem całą ścianę wypełnioną szczelnie obrazem, zdziwiło mnie to. Pierwszą myślą było to, że coś producent musiał poświęcić w procesie miniaturyzacji. Bardzo ubolewam, że padło właśnie na jakość obrazu. Na pudełku widnieje informacja o wsparciu rozdzielczości do full HD, niestety jest ona kilkukrotnie skalowana w dół do 854×480 pikseli. Obraz wygląda ostro tylko, gdy ustawię projektor pół metra od ściany. Dalej jest już tylko gorzej. Pojedyncze piksele są tak duże, że spokojnie można próbować je liczyć. Deklasuje to ten projektor jako narządzie do wyświetlania małego tekstu, informacje z paska zadań w komputerze są ledwo widoczne. Jeśli odbiorca siedzi kilka metrów od wyświetlanego obrazu nie zwróci na to uwagi. Trzeba tylko pamiętać o dostosowaniu materiału do wyświetlenia na PixoPix. Nie jest tak źle w przypadku filmów, pod tym kątem głównie sprawdzałem ten sprzęt – niska rozdzielczość nie razi wtedy tak mocno po oczach. Zobaczcie sami, widać z bliska pojedyncze punkty, ale napisy spokojnie można czytać.
Gdy już rozsiadłem się na kanapie kompletnie przestałem zwracać uwagę na downscale’owany obraz. Frajda jaka daje oglądanie ulubionych seriali w prawdziwie kinowym klimacie na ekranie o przekątnej trzech metrów jest nie do opisania. Całe szczęście projektor nadrabia dobrymi kolorami i bardzo przyzwoitą jasnością. W przypadku zasilania bateryjnego jest to 60 lumenów, na kablu wartość ta rośnie do 100. Nie pozwala to na wyświetlanie obrazu w dziennym świetle, było to do przewidzenia – nie zaskoczyłem się, przy takich wymiarach. Poniżej możecie zobaczyć jak na obraz wpływa włączenie lampki nocnej za projektorem, nawet nie wychodziłem z nim na miasto – widać gołym okiem, że nie miałby szans z ulicznym oświetleniem.
Podsumowanie
Po zebraniu w głowie wszystkich wad i zalet tego projektora mam na jego temat bardzo pozytywne zdanie. Rynek potrzebuje takich urządzeń, żeby się rozwijać. Cały czas w głowie tworzy mi się obraz tego, jak Philips może wykorzystać potencjał drzemiący w PicoPix 3610. Sam chętnie znalazłbym miejsce dla niego w swojej torbie, jednak uważam, że jest on jeszcze trochę za drogi w porównaniu do swoich (optycznych) możliwości. Osobiście wolałbym mieć minimalnie większy sprzęt o lepszej rozdzielczości, większej baterii i lepszej lampie. Jeśli jednak potrzebujesz właśnie takiego małego i kompaktowego projektora to PixoPix jest właśnie dla Ciebie. Można na nim puścić prostą prezentację w pracy, film w długi jesienny wieczór czy nawet zdjęcia na rodzinnym spotkaniu. Jego największą zaletą jest to jaki jest przenośny, można go używać wszędzie, jedynym ograniczeniem jest pełne dzienne światło. Swoją drogą w mniejszym lub większym stopniu tyczy się to każdego projektora – nie traktowałbym tego jako wielką wadę.
Philips PicoPix 3610
Nasza ocena: 4/6
+ dobra jakość wykonania, materiałów i spasowania elementów;
+ duża ilość wejść video;
+ dobra wydajność baterii, trzyma dokładnie tyle ile podano w specyfikacji;
+ łączność Wi-Fi, wsparcie dla standardu DLNA ;
+ aplikacja do sterowania projektorem;
+ małe wymiary, niska waga;
+ bardzo przyzwoita jasność obrazu;
+ dobre odwzorowanie kolorów;
+ dużo opcji konfiguracji.
– łapiąca odciski palców i rysująca się obudowa;
– głośny wentylator;
– stary system Android;
– procesor w architekturze armv6;
– wysoka cena.
Jeśli macie więcej pytań dotyczących tego projektora piszcie w komentarzach lub na Twitterze do @mikegapinski.