Recenzja SanDisk Connect Wireless Flash Drive
Ciągła wymiana kart pamięci, podłączanie do komputera czy podpinanie pamięci USB do tabletu lub smartfona może być uciążliwe. Firma SanDisk postanowiła coś z tym zrobić i wychodząc w sukurs poddenerwowanym użytkownikom urządzeń mobilnych wprowadziła do swojej oferty bezprzewodową pamięć przenośną. My natomiast zapraszamy do jej krótkiego testu.
Ciągła wymiana kart pamięci, podłączanie do komputera czy podpinanie pamięci USB do tabletu lub smartfona może być uciążliwe. Firma SanDisk postanowiła coś z tym zrobić i wychodząc w sukurs poddenerwowanym użytkownikom urządzeń mobilnych wprowadziła do swojej oferty bezprzewodową pamięć przenośną. My natomiast zapraszamy do jej krótkiego testu.
Przeczytaj koniecznie >> Recenzja powerbanków DigitalBox i Measy
Coraz więcej urządzeń na rynku komunikuje się bezprzewodowo. Kabelki, wtyczki, złącza, porty i przewody powoli zaczynają stawać się reliktem przeszłości. Przyszłością natomiast są połączenia bezprzewodowe. Na rynku znamy nie tylko te, znajdujące się w tabletach czy smartfonach (łączność GSM, Bluetooth, Wi-Fi, GPS), a służące wprost do komunikowania się. Technologia bezprzewodowa wkracza również w te segmenty, w których jak dotąd najmniej byśmy się jej spodziewali – choćby przesył danych i ładowanie baterii urządzeń.
Testowany SanDisk Connect Wireless Flash Drive jest wymiernym dowodem na to, że technologia idzie w kierunku „niewidzialnej” łączności. Jak wypadnie w teście? Na początek spójrzmy na specyfikację urządzenia:
Chciałoby się rzec, to nic innego jak pamięć przenośna. I tak jest w rzeczywistości. To typowy „pendrak”, który dodatkowo zaopatrzono w moduł łączności Wi-Fi zgodny ze standardem Direct. Testowany egzemplarz posiadał 64 GB miejsca na dane.
Urządzenie – budowa, jakość
Niewielkie pudełko, utrzymane w biało-czerwonej tonacji zawiera podstawowe informacje o produkcie. Wewnątrz znajdziemy tylko wielojęzyczną instrukcję obsługi oraz samo urządzenie.
SanDisk Connect Wireless Flash Drive to oględnie rzecz ujmując taki nieco większy pendrive. Wykonano go z tworzywa dość dobrej jakości. Obły kształt nie odróżnia się zbytnio od setek pamięci przenośnych USB, z jakimi każdy z nas zetknął się wielokrotnie.
W górnej części korpusu odnajdziemy charakterystyczny, wykonany z połyskującego plastiku kołnierz. Pełni on tutaj rolę wysuwanej osłony złącza USB. Na górze dysku, pośrodku paska zawierającego diody sygnalizujące poziom naładowania baterii, status połączenia oraz tryb kopiowania, umiejscowiono srebrny przycisk zasilania.
W zasadzie na tym można by zakończyć opis urządzenia, gdyby nie interesująca klapeczka na prawym boku obudowy. Po jej podważeniu naszym oczom ukazuje się ni mniej ni więcej,
… a karta pamięci microSD, w tym przypadku o pojemności 64 GB. To nieco zaskakujące, ponieważ zwykle pamięci przenośne posiadają chipy flash wbudowane w płytkę drukowaną, a całość jest schowana do obudowy. W tym przypadku pamięć jest wymienialna. To bardzo dobre posunięcie, ponieważ pozwoli nam przesłać dane z i na dowolną kartę jakiej jesteśmy posiadaczami.
Tak prezentuje się SanDisk Connect Wireless Flash Drive w porównaniu z mniej lub bardziej typowymi pamięciami przenośnymi USB.
Oprogramowanie, działanie, test
Posiadanie dysku to nie wszystko. Do jego wykorzystania, oprócz oczywiście urządzenia z systemem Android, iOS lub Amazon, niezbędna będzie aplikacja, którą bezpłatnie można pobrać ze sklepu z aplikacjami.
Po zainstalowaniu aplikacji w zasadzie jedyne co musimy zrobić, to włączyć nasz dysk, a następnie sparować go z tabletem. W zasadzie, ponieważ rzeczywistość okazuje się być nie tak różowa, jak mogłoby się to wydawać. Dysk po włączeniu tworzy swój własny punkt dostępu, coś na kształt hotspotu. Można do niego podłączyć urządzenie za pośrednictwem sieci Wi-Fi, co jednak okazuje się nieco kłopotliwe. Pierwsza sprawa to pamiętanie o wyłączeniu dostępu do Internetu. Można tabletowi na to zezwolić, jednak po pierwotnym sparowaniu go z dyskiem. W praktyce wygląda to tak, że lepiej na czas wymiany danych odłączyć naszą „dachówkę” od Internetu, ponieważ moduł Wi-Fi zaczyna najzwyczajniej wariować przy każdej próbie uaktywnienia dwóch łączy.
Sama wymiana danych, o ile uporaliśmy się już z prawidłowym połączeniem dysku z tabletem nie nastręcza problemów. Do dyspozycji mamy wbudowany w aplikację menadżer plików dający dostęp do zawartości samego dysku, a także tabletu. Co do tego ostatniego, producent przewidział jedynie możliwość zgrania plików medialnych zawartych w galerii lub w folderze „Pobrane”, bez możliwości sięgnięcia w inne zakamarki pamięci wbudowanej w tablet. Można obejść to z pozycji menadżer plików Androida. Po zaznaczeniu pliku, który chcemy wysłać, wystarczy wybrać opcję „Udostępnij”, a na liście możliwych miejsc docelowych znajdzie się dysk SanDisk.
W teorii wygląda to bardzo prosto, i w rzeczywistości wygląda to niewiele gorzej. Niestety, tu odnotowuję jako kolejny minus, jeśli wysyłamy dane wspomnianą metodą „kombinowaną”, musimy to robić pojedynczo. Plik po pliku. Ciekawostką natomiast jest to, że dysk nie przyjmował plików o wielkości większej niż 2 GB. To o tyle interesujące, że karta umieszczona w SanDisku ma system plików exFAT, co oznacza, że tej wielkości pliki nie powinny być problemem. A jednak… Jak z prędkością kopiowania, czyli tym co najistotniejsze dla użytkownika? Oto mały test:
Tu zaczynają się schody. Wyraźnie widać, że interfejs dysku stanowi złącze USB zgodne ze standardem 2.0. Czasy kopiowania pliku są identyczne dla niego i dla portu USB 3.0. W przypadku kopiowania bezprzewodowego wygląda to delikatnie mówiąc słabo. Czas dziesięciokrotnie dłuższy, co w tym wypadku stanowi ponad 26 minut, w porównaniu do niespełna dwóch, jeśli ten sam plik kopiujemy na dysk wprost z komputera, za pośrednictwem gniazda USB. To baaaaardzo słaby wynik. Oznacza bowiem, że jeśli chcecie zgrać na SanDiska film, w tym czasie zdążycie wziąć kąpiel, zjeść śniadanie, a nawet zaparzyć i od biedy wypić kawę. Żeby nie było wątpliwości, testy powtarzałem na dwóch skrajnie różnych urządzeniach – tablecie Sony Xperia Z2 oraz smartfonie LG G Pro Lite. Wyniki w obydwu przypadkach były identyczne lub niewiele różniące się od siebie.
Podsumowanie
Przed bezprzewodowymi pamięciami i dyskami jest niewątpliwie przyszłość. Niestety, co doskonale widać po dzisiejszym teście, droga do celu jest usłana cierniami. Trwający dwadzieścia sześć minut przesył jednego pliku woła o pomstę do nieba. Bez względu na to jak świetny jest sam produkt. To tyle czasu, że z powodzeniem odnajdziemy upchnięty gdzieś głęboko przewód USB i przekopiujemy go „na piechotę”. Tylko jaki wówczas sens posiadania takiego dysku? Tym bardziej, że dobre pamięci USB o takiej pojemności można zakupić za kwotę około 150 PLN. Dla porównania, urządzenie SanDiska zakupimy za sumę ponad 250 PLN.
Niewątpliwie sama idea jest zasadna i godna przyklaśnięcia. SanDisk Connect Wireless Flash Drive sam w sobie to produkt wysokiej jakości, który niestety nie do końca się sprawdza. Prawdopodobnie wina leży po stronie nie sprzętowej, a programowej. Jeśli tak, to producent powinien szybko rozwiązać problem zbyt długich przesyłów danych.
SanDisk Connect Wireless Flash Drive
Nasza ocena: 3,5/6
+ bardzo wysoka jakość wykonania;
+ znakomity pomysł z wymiennymi kartami pamięci;
+ bardzo prosta obsługa aplikacji i samego dysku;
+ idea bezprzewodowego kopiowania danych sama w sobie;
– problemy z zestawieniem połączenia;
– niewybaczalnie czasochłonne czasy przesyłu danych;
– problemy z kopiowaniem większych plików;
– teoretycznie możliwość wysyłania tylko plików zgromadzonych w galerii;
– interfejs USB 2.0.
Aplikacje współpracujące z dyskiem pobierzecie klikając odpowiedni przycisk:
Sprzęt do testów dostarczył: