Lenovo Moto Z to kolejna próba stworzenia smartfona modularnego. Czy i jak bardzo udana, dowiecie się po przeczytania recenzji tego phabletu. Smartfon mieliśmy od jakiegoś czas na testach i zrobił na nas całkiem ciekawe wrażenie. Jakie ma zalety i wady Lenovo Moto Z? Sprawdźcie to sami!
Nie tak dawno mieliście możliwość zapoznania się z recenzją smartfona Lenovo Moto G4. Dzisiaj do naszej redakcji trafił flagowy model chińskiego potentata. Zanim rozpoczniemy oględziny i testy, spójrzmy na specyfikację urządzenia. Ta prezentuje się następująco.
Specyfikacja budzi respekt. Czterordzeniowy Qualcomm Snapdragon 820, wspomagany układem graficznym Adreno 530, do tego 4 GB pamięci operacyjnej opartej na modułach LPDDR4 i 32 GB pamięci masowej plus karta pamięci microSD, z obsługą nośników o pojemności aż do 2 TB! To potężny zestaw, który wspomagany jest w zasadzie przez pełen przegląd interfejsów łączności bezprzewodowej (w tym NFC i Wi-Fi w pełnym zakresie).
Wspomnieć tu należy, że Lenovo Moto Z to flagowiec, z ceną jak na tę półkę przystało. 2.999 PLN to sugerowana cena producenta. Niby sporo, jednak pamiętajmy, że to wciąż najwyższa półka phabletów na rynku. Czy cena jest adekwatna do oferowanych możliwości, sprawdzimy za chwil kilka…
Lenovo Moto Z – opakowanie, budowa, jakość wykonania, elementy urządzenia.
W prostopadłościennym kartoniku, pomalowanym w biało – fioletowych kolorach, ukryto dokumentację: kartę gwarancyjną, informację producenta, instrukcję „Szybki start” w kilku językach (w tym po polsku). Oprócz tego odnajdziemy plastikową ramkę, która nałożona na krawędzie smartfona ma go chronić przed urazami, igłę do tacki kart SIM i microSD. Znajdziemy również przejściówkę z USB-C na gniazdo audio jack 3,5 mm, wszak właśnie w ten sposób producent rozwiązał sposób przekazywania dźwięku na słuchawki. Jest również w zestawie ładowarka ścienna. Z – uwaga – podłączonym na stałe przewodem. Oznacza to, że w pudełku nie ma przewodu umożliwiającego podłączenie telefonu do komputera PC, a to z kolei wprost oznacza problemy z kopiowaniem danych do i z telefonu, kombinowanie z przerzucaniem danych przez chmurę lub kartę pamięci. Minus.
Lenovo Moto Z jest telefonem sporych rozmiarów. 155 x 75 mm sprawia, że obsługa ekranu jedną ręką jest bardzo problematyczna. Nie pomagają w tym ramki, znajdujące się zarówno na dłuższych, jak i na krótszych bokach urządzenia. Nie ułatwia tego nawet imponująco niewielka grubość smartfona. Należy bowiem podkreślić, że „Motka” ma zaledwie 5,2 mm grubości. Przy tej wielkości ekranu jest to niezły wyczyn. Zwłaszcza, że urządzenie nie straciło nic na sztywności. Przyznam szczerze, że śmiałbym nawet napisać, że grubość nie przystaje do całości wymiarów smartfona.
Metalowa, mocno zaokrąglona na rogach konstrukcja phabletu została wykonana z aluminium w kolorze satynowo – złotym, z delikatnie chropowatą strukturą powierzchni. Panel frontowy, pokryty szkłem Corning Gorilla Glass (producent nie deklaruje, której generacji) to stosunkowo szerokie ramki u dołu i na górze. Pomimo przeniesienia przycisków funkcyjnych na ekran, przestrzenie pod i nad ekranem nie wydają się niezagospodarowane. U góry to zestaw czujników: natężenia oświetlenia, zbliżeniowy i głośnik rozmów, będący jednocześnie głośnikiem mediów. Tak. Niestety producent zdecydował się na zastosowanie jednego przetwornika. W moim odczuciu nie wyszło to na dobre. Jakość rozmów pozostawia nieco do życzenia: normą sązdarzają się pogłosy, zakłócenia. Jako głośnik muzyczny również nie sprawdza się to dobrze, bo jakość oferowanego dźwięku, choć o dużym natężeniu, jest na poziomie zaledwie przeciętnym.
Trudno znaleźć jakiekolwiek wady samego ekranu. Wykonana w technologii AMOLED matryca zapewnia idealne odwzorowanie kolorów, zwłaszcza kontrastowość bieli i czerni. Rozdzielczość QHD zapewni świetną ostrość i wyrazistość obiektów wyświetlanych na ekranie. Na pochwałę zasługuje również wysoki poziom jasności maksymalnej i niski minimalnej. Dotyk działa bez najmniejszych zastrzeżeń – wystarczy muśnięcie do wywołania reakcji, ale to już tylko wisienka na przepysznym torcie.
Po prawej stronie głośnika ulokowano obiektyw kamerki rozmów wideo, wspomaganej położoną obok diodą LED. Jest to bardzo udany duet, bo układ aparatu świetnie odwzorowuje przechwytywany obraz, radząc sobie dobrze nawet w warunkach gorszego oświetlenia.
Lenovo Moto Z, ku mojemu ubolewaniu, nie wyposażono w diodę powiadomień.
Dolna ramka zawiera obustronnie położone czujniki ruchu, które odpowiadają za wykrywanie gestów (telefon umożliwia ich obsługę). Pośrodku natomiast znajdujemy okolony metalową ramką czytnik linii papilarnych. Oprócz faktu, że jest to czujnik ultradźwiękowy, czyli jego działanie jest błyskawiczne, to jest czujnikiem aktywnym. Oznacza to, że wybudzenie i odblokowanie ekranu odbywa się poprzez muśnięcie powierzchni. Dodatkowo można go wykorzystać np. do autoryzacji w aplikacjach. Oczywiście najpierw należy skonfigurować wzorzec odcisku właściciela. Jego działanie określam na rewelacyjne. Jest piekielnie szybki oraz bardzo precyzyjny. Bardzo rzadko, i w większości wypadków wynikało to z mojej niedokładności w dotykaniu jego powierzchni, czytnik mylił się i nie odczytywał odcisków. Plus.
Panel tylny to zagłębiona w ramce klapka. Jej sprawiająca wrażenie gumowanej, została zaopatrzona w zygzakowatą strukturę, która sprawia, że jest ona nie tylko przyjemna w dotyku, ale i powoduje doskonałe przywieranie do dłoni i przyczepność do skóry.
Górną część panelu zajmuje logo serii Moto, oraz umieszczony powyżej, układ optyki aparatu głównego zaopatrzonego w diodę doświetlającą. Podobnie jak czytnik linii papilarnych na froncie, został on okolony metalową ramką. Choć dodaje ona uroku i zabezpiecza układ przed urazami, to jednak wystaje ponad obrys obudowy.
Lenovo Moto Z zaskakuje minimalizmem w kwestii interfejsów fizycznych. Oprócz ukrytej w górnej krawędzi tacki kart: SIM i microSD, na prawym boku odnajdziemy przyciski sterujące: regulacji głośności oraz zasilania/wybudzania. Zostały one świetnie zaprojektowane – wystają ponad obrys stopniu wystarczającym, aby pozwolić na komfortowe ich odnalezienie palcem, nawet bez patrzenia na telefon. Mają one krótki, nieco twardy, a jednocześnie wyraźny skok. Oczywiście ich działaniu nie można nic zarzucić. Dodatkowo ich powierzchnie zaopatrzono w zapobiegające ześlizgnięciu się palców nacięcia.
Ostatnim elementem jest znajdujące się na dolnej krawędzi złącze USB-C. W przypadku Lenovo Moto Z to jednocześnie port słuchawkowy. Podłączenie słuchawek umożliwia znajdująca się w zestawie, wspomniana na wstępie przejściówka. Niestety, choć jakość dźwięku przekazywanego na słuchawki jest nieporównywalnie lepsza od tej, z jaką mamy do czynienia w przypadku głośnika rozmów, to w dalszym ciągu nie powala. W tej klasie cenowej liczyłem na efekt „Łał!”. Niestety tutaj go zabrakło.
Kilka słów o jakości materiałów i wykonania. W zasadzie trudno jest recenzować urządzenia pokroju Moto Z. Jakość materiałów, spasowania poszczególnych elementów, to cechy świadczące o przynależności do określonej grupy urządzeń pod względem jakości wykonania. W tym przypadku mówimy zdecydowanie o jakości premium, najwyższego poziomu. Nie znalazłem nic, w kwestii materiałów i budowy, co czego można się zwyczajnie przyczepić. Świetnej jakości metal i tworzywa, sztywność urządzenia bez zarzutu. Spasowanie na najwyższym poziomie.
W kwestii baterii Lenovo Moto Z nie zaskakuje i nie zawodzi. 2600 mAh pozwala na dobę w miarę intensywnego używania smartfona. To wszystko przy założeniu, że przez cały czas aktywne jest połączenie danych / Wi-Fi, korzystamy z Messengera, Facebooka i Tapatalka, posiadamy włączoną synchronizację dwóch kont pocztowych (via Gmail), dzwonimy i sms-ujemy oraz rozsądnie surfujemy w Internecie.
Lenovo Moto Z – system, wydajność, multimedia
To co ucieszy wielu użytkowników, to podobnie jak miało to miejsce w przypadku wcześniej testowanej „Motki”, tak i Moto Z pracuje pod kontrolą czystego Androida, choć w przypadku „Zetki” mówimy o wersji oznaczonej cyferkami 7.0. Choć osobiście nie gustuję w – mimo wszystko – surowej postaci OS od Google, to nie mogę odmówić pochwał dla świetnej optymalizacji systemu. Pracuje on w taki sposób, że nawet próbując się doszukać jakichkolwiek błędów, nie znajdziecie ich. Płynnie, sprawnie i w pełni komfortowo. To zapewne również zasługa bardzo wydajnych podzespołów. Jak bardzo wydajnych? Przedstawiają to wyniki osiągnięte przez Lenovo Moto Z w testach syntetycznych:
Rezultaty są jednoznaczne – phablet to absolutna czołówka. To oczywiście przekłada się wprost na rzeczywistą pracę urządzenia. Gdy korzystacie z „Motki”, nie uświadczycie żadnych przycięć, freezów czy nieoczekiwanych zachowań, czy to interfejsu, systemu, czy programów działających w jego środowisku. Świadczy to o bliskiej ideału optymalizacji pracy systemu i aplikacji. To taki stan, kiedy nie myślicie w zasadzie o niczym, poza czynnościami, które wykonujecie. I tak właśnie powinien działać telefon.
Oczywiście, jak nietrudno się domyśleć, w kwestii multimediów smartfon doskonale radzi sobie nawet z materiałami wideo a jakości 4K. Trudno się temu dziwić, wszak mamy do czynienia z takimi, a nie innymi podzespołami. Co zaś w kwestii zdjęć, zwłaszcza tych, wykonywanych aparatem głównym? Oto próbki:
Należy zaznaczyć, że aparat wykonuje bardzo dobrej jakości zdjęcia w oświetleniu dziennym. To akurat nie dziwi, ani też nie jest zbyt wielkim wyczynem. Mało który aparat tego nie potrafi. Sztuką jest wykonywanie zdjęć w gorszych warunkach oświetleniowych, a z tym już jest gorzej.
Aparat dobrze radzi sobie z zapisem wideo, choć podobnie jak w przypadku zdjęć, gorzej aparat sprawuje się w słabszym oświetleniu. In plus należy zaliczyć natomiast możliwość zapisu materiałów wideo w jakości 4K.
Lenovo Moto Z – klocki układanki
Wspomniałem na wstępie, że Lenovo Moto Z to smartfon modularny. I tak jest w rzeczywistości. Do dyspozycji mamy kilka modułów, które możemy połączyć z smartfonem:
- wymienne plecki – Moto Shell (cena 79 – 99 PLN),
- bateria – Incipio Offgrid (cena 229 PLN),
- projektor – Insta-Share (cena 1349 PLN),
- głośnik – JBL Soundboost (cena 449 PLN),
- aparat / obiektyw – Hasselblad True Zoom (1099 PLN).
Podłączanie modułów zostało świetnie przemyślane. Zostały one idealnie dopasowane wielkościowo do bryły smartfona. Zaopatrzono je w magnesy, które bardzo mocno przytwierdzają je do metalowego korpusu Moto Z. Komunikacja z phabletem odbywa się za pośrednictwem widocznego na jednym ze zdjęć pola z pinami, ulokowanego w dolnej części plecków smartfona.
Do testów otrzymałem drugi i trzeci z dodatków. Oto one.
Projektor Insta-Share
Projektor, który umożliwia projekcje wideo ze smartfona. Maksymalne wartości parametrów charakteryzujących wyświetlany obraz, to przekątna 70 cali, rozdzielczość 854 × 480 pikseli, jasność 50 lumenów. Może nie są one powalające, ale w zupełności wystarczają do wyświetlania filmów. Należy przy tym wziąć poprawkę na kilka spraw. Po pierwsze, moduł ma swoją wewnętrzną baterią o pojemności 1100 mAh. Pozwala ona na około pół godziny projekcji. W połączeniu ze smartfonem, czas czerpania przyjemności niesionych przez X muzę wydłuża się do około dwóch godzin. Teoretycznie powinno zatem wystarczyć energii na obejrzenie jednego filmu pełnometrażowego. Moduł posiada przycisk odrębny przycisk zasilania (uruchomienie i wyłączenie projektora wymaga bardzo długiego przyciśnięcia przycisku, aby zapobiec przypadkowej aktywacji urządzenia), pokrętło regulacji ostrości, a także port USB-C do lądowania zasilającego go ogniwa. Posiada on również – co normalne w projektorach, choć w tym przypadku wygląda nieco… pociesznie – aktywny, oparty na niewielkim wentylatorze, system chłodzenia. Na plus zaliczam jakość jego pracy – jest on niesłyszalny. Praktyczna, składana i jednocześnie całkowicie ukryta w korpusie podstawka, posiada płynny system regulacji kąta pochylenia i silikonowe podkładki, uniemożliwiające przesuwanie się całości po powierzchni biurka czy stołu.
W chwili podłączenia modułu uaktywnia się dodatkowe menu obsługi projektora. Zawiera ono opcje regulacji kształtu obrazu (zmniejszanie lub zwiększanie efektu trapezu), a także jasności wyświetlania.
Warto tu zaznaczyć, że projektor jest ciężkim akcesorium i telefon raczej nie nadaje się do zwykłego użytkowania z podczepionym akcesorium.
Na pewno nie jest to projektor w pełnym słowa tego znaczeniu. Nie mniej pozwala w całkiem komfortowy sposób obejrzeć film. Wskazana jest przy tym projekcja w ciemnym pomieszczeniu, bo jasność maksymalna projektora nie należy do najwyższych.
Bateria Incipio Offgrid
Dodatkowe ogniwo mocowane jest na identycznych zasadach: magnetyczne połączenie i komunikacja oparta na systemie pinów. Bateria ma pojemność 2220 mAh, co w połączeniu z wbudowanym ogniwem smartfona, daje wartość 3800 mAh. Zastosowanie takiego duetu skutkuje znacząco wydłużonym czasem pracy. Przy wspomnianym wcześniej wykorzystaniu baterie (już dwie) pozwalają swobodnie na dwa dni pracy smartfona, bez konieczności ładowania. Warto tu zaznaczyć, że moduł baterii, po jego podłączeniu do phabletu, jest elementem priorytetowym. W pierwszej kolejności jest wykorzystywana zawarta w nim energia (potem z baterii wbudowanej w smartfonie). Identycznie w przypadku ładowania.
Lenovo Moto Z – podsumowanie
Lenovo Moto Z to phablet, który zdecydowanie odbiega od reszty tego typu urządzeń. I nie ze względu na kształt, czy budową samą w sobie. Koła nie da się drugi raz wymyślić. Również nie ze względu na jakość wykonania, wydajność, ekran i pozostałe aspekty sprzętowe. Te, choć są na najwyższym poziomie, plasując „Motkę” na szczycie piramidy urządzeń, nie są niczym niezwykłym. W dodatku cechy te mają „rysy” w postaci zastosowania jednego głośnika o dwóch funkcjach, w dodatku nie najwyższych lotów czy niedopatrzenie w postaci braku podstawowego akcesorium w zestawie: przewodu do komunikacji z komputerem PC.
Na uwagę zasługuje coś, co dotychczas pojawiało się w sferze projektów i prób – modularność smartfona. Paleta modułów, choć niezbyt duża, pozwala zwiększyć jego funkcjonalność i możliwości. Przyznaję, mnie najbardziej przypadł do gustu projektor. Dzięki niemu, w miejsce „zwykłego” smartfona, zyskujemy przenośny zestaw kina domowego. Niestety, i ta uwaga dotyczy już większości dodatków do phabletu, ich ceny są… delikatnie mówiąc: wysokie. Chcąc mieć cały ich komplet, nie wystarczy kwota wydana uprzednio na samego smartfona.
I o ile cena samej Lenovo Moto Z może wydać się uzasadniona, skoro smartfon jest lokowany w takim, a nie innym segmencie, o tyle już jego cena wraz z dodatkami powoduje, że tracimy ochotę na posiadanie czegoś, co wyróżnia się na tle konkurencji. Nie mniej pomysł zasługuje na uwagę i na wyróżnienie logo Rekomendacji, zwłaszcza, ze sam w sobie, nawet bez dodatków, świetnym phabletem jest i basta!
Lenovo Moto Z
Nasza ocena: 5/6
+ bardzo wysoka jakość materiałów i wykonania,
+ rewelacyjna optymalizacja systemu,
+ świetny ekran AMOLED,
+ wydajność plasująca phablet w czołówce urządzeń na rynku,
+ wykonujące dobre zdjęcia i wideo aparaty phabletu,
+ pełen asortyment interfejsów łączności bezprzewodowej,
+ modularna budowa phabletu, z możliwością dołączania różnych akcesoriów.
– brak przewodu USB-C <-> USB w zestawie,
– jakość muzyki tylko na przeciętnym poziomie,
– jakość rozmów pozostawia nieco do życzenia.
Sprzęt do testów dostarczył: