Do nietypowej sytuacji doszło na Florydzie. Zapaliła się jedna ze słuchawek AirPods należących do Jasona Colona. Na szczęście, nikt w tym feralnym wypadku nie ucierpiał, bo właściciel wcześniej wyjął słuchawki z uszu. W przeciwnym wypadku mogło dojść do tragedii. Apple już bada sprawę. Winowajcą jest pewnie bateria.
Pamiętacie drugą połowę 2016 roku, gdy było głośno o zapalających się smartfonach? Głównie za sprawą niechlubnego Galaxy Note’a 7, ale w rzeczywistości pojawiały się podobne przypadki wśród użytkowników innych modeli telefonów. Tymczasem do nietypowej sytuacji doszło na Florydzie, gdzie zapaliła się jedna ze słuchawek bezprzewodowych Apple’a, czyli AirPods.
Jason Colan, czyli właściciel feralnego urządzenia, słuchał muzyki w centrum fitnessowym, gdy nagle spostrzegł, że z jednej słuchawki AirPods wydobywa się dym. Następnie wyjął je z uszu i położył na sprzęcie treningowym. Poszedł poszukać pomocy, ale gdy wrócił, to zastał jedną ze słuchawek w stanie, który widzicie na zdjęciu. Prawa słuchawka zapaliła się i uległa zniszczeniu.
Colan twierdzi, że dobrze zrobił wyjmując słuchawki z uszu, bo mogło dojść do zagrożenia. Gdyby ich nie ściągnął, to cała sytuacja mogłaby skończyć się bardzo źle. Rzecznik Apple’a przekazał, że firma prowadzi już dochodzenie w tej sprawie i na pewno skontaktuje się z Colanem.
Zobacz także: Apple AirPods – triki i sztuczki, które warto znać
źródło: News Channel 8