Recenzja: Siegecraft

Crescent Moon Games zapowiadało swoją grę jako rewolucję w gatunku tower defense. W ustach wydawcy  mowa o pięknej grafice obrazującej bajeczne krainy wieściła potencjalny hit. Czy gra stawiła czoła hojnym zapowiedziom i warta jest żądanych pieniędzy?

Przeczytaj także >> 10 absurdalnie drogich gadżetów dla iPada

Siegecraft przenosi nas do świata kusz i katapult, do krainy przywodzącej na myśl klimaty medieval fantasy, gdzie obok murowanych zamków i zakutych w zbroje rycerzy spotkać możemy również istoty nie z tego świata – trolle czy nieumarłych. To tutaj magia miesza się z brutalną siłą fizyczną.

Recenzowana pozycja jest hybrydą gier z serii Angry Birds oraz mechaniki standardowego tower defense. Kampania dla pojedynczego gracza, która odgrywa tu główną rolę, stawia nas po obu stronach barykady – w zależności od misji, jesteśmy w ofensywie lub defensywie. W obu przypadkach nie zmienia się jedno: narzędzia walki. Muszę przyznać, że nastawiałem się na bardziej zasobną zbrojownię, tymczasem do naszego użytku oddano jedynie wspomniane na początku bronie: kuszę oblężniczą, katapultę oraz okazjonalnie trebuszet.

Naszym celem w kampanii jest nieustanne toczenie bojów z przeciwnikiem: obrona swoich umocnień, walka w terenie bądź też najeżdżanie twierdz przeciwnika. Wbrew pozorom obraz tego wszystkiego nie jest tak dramatyczny, jak moglibyśmy sobie wyobrazić. Momentami komicznie, kiedy na środku pola stoi katapulta w towarzystwie kuszy i walczą z otaczającymi ich przeciwnikami. Część etapów przynosi nam również wsparcie w postaci mniej lub bardziej mobilnych żołnierzy, co odrobinę poprawia samo wrażenia płynąca z pola bitwy, ale nadal brak w tym rozmachu.

Niestety, nasi towarzysze nie grzeszą inteligencją. Zdarzają się sytuacje, w których wojak stoi w bezruchu na środku mostu zamiast bronić go przed wrogimi jednostkami. Przeciwnik z kolei potrafi przejść obok takiego żołnierza, ocierając się o niego, nie zwracając uwagi na naszego żołnierza.

Warto pokrótce opisać przeciwników, którzy stoją nam na drodze do zwycięstwa. Zależnie od jednej z trzech kampanii, może to być armia samurajów, wikingów lub rycerzy. Spotkamy na swej drodze również wspomniane wcześniej trolle oraz nieumarłych. Jak już wspomniałem nie grzeszą oni inteligencją. Chodzą z góry ustalonymi ścieżkami – mam wrażenie, że na każdym poziomie jest zapisana pewna ilość dróg, jakimi mogą się poruszać adwersarze, a to, którą dana jednostka wybierze, jest losowane. Zauważyłem to w momencie, kiedy jeden poziom uruchamiałem od nowa kilkadziesiąt razy, aby zdobyć najwyższe odznaczenie.

Nawiązując do odznaczeń – nasze poczynania na każdym z poziomów poddawane są ocenie pod kątem ilości zdobytych punktów, celności oraz czasu potrzebnego do ukończenia ich. Wyniki są sumowane, a następnie przetapiane na ilość złotych monet, które możemy wydać w sklepie, np. na ulepszenia broni. Wyniki można pomnożyć trzykrotnie, jeżeli zrezygnujemy z asysty w postaci czerwonej paraboli widocznej na powyższym screenie.

Jeżeli mam być szczery, to nie wiem jak można grać w tę grę bez jakiejkolwiek pomocy wspomnianej asysty – nawet przy jej użyciu celowanie jest zdecydowanie zbyt uciążliwe. Wszystkiemu winna jest perspektywa z jakiej obserwujemy pole bitwy. Ułożenie kamery bywa różna i powoduje, że celujemy trochę na czuja. Strzelanie z kuszy jeszcze nie bije piany z ust, ponieważ jej pocisk szybko leci, trafią bądź nie i wracamy z powrotem do ataku. Gorzej z katapultą, której pociski latają tak majestatycznie, jakby nie trwała bitwa, tylko leżakowanie. Przez to właśnie poziom trudności gry nie należy do najniższych, aczkolwiek praktyka czyni tutaj z nas mistrza i po jednym dniu wirtualnych oblężeń podchodzi się do tematu zupełnie inaczej niż w pierwszych chwilach spędzonych z tytułem.

Dla zgłodniałych dodatkowej porcji rozrywki twórcy przygotowali dodatkowe tryby gry – zarówno dla pojedynczego gracza, jak i osób chcących sprawdzić się z żywym przeciwnikiem. Z jednej strony mamy dwie mapy w trybie Battle Eternal, na których możemy sprawdzić swą wytrwałość w nieskończonej walce, gdzie atakowani jesteśmy przez kolejne fale wrogów i nie możemy doprowadzić straty korony. Drugi bonusowy tryb to już stuprocentowa kopia Angry Birds, tylko że w tym charakterystycznym ujęciu Siegecrafta. Przed nami 10 poziomów, na których każdy stanowi interesujące wyzwanie. Unieruchomieni przeciwnicy zajmują z góry ustalone pozycje na zbudowanych z kolorowych elementów konstrukcjach. Może to być prowizoryczny statek na morzu bądź kilka kolorowych platform. Celem naszym jest, aby przy bardzo ograniczonej ilości amunicji, często mniejszej niż ilość przeciwników, wykończyć wszystkich na mapie. Ten tryb jest najfajniejszym elementem gry, a jednocześnie sporym wyzwaniem, jeżeli sięgamy po najwyższe odznaczenia.

Zdecydowanie warto też sprawdzić tryb multiplayer. Ja zagrałem w jego lokalną wersję. Walka toczy się po dwóch stronach strumyku, gdzie wzajemnie staramy się ubić przemieszczającą się wieżę wroga, punktując jednocześnie poprzez eksterminację wrogich żołdaków oraz destrukcję umocnień. Wszystko to ukazane w pseudo 3D – akcję obserwujemy z lotu ptaka, co bardzo ułatwia celowanie i jednocześnie zwiększa dynamikę starć.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na dwie rzeczy: gra obsługuje Gamecenter oraz iCloud, dzięki czemu rozgrywkę możemy kontynuować na innym urządzenie z systemem iOS 5 na pokładzie.

Jak oceniam grafikę, która zapowiadana była jako jedna z największych zalet tej gry? Niestety, nie ma takiego przepychu jakiego się spodziewałem. Co z tego, że zdarzy się zobaczyć ładny widoczek bądź naprawdę ujmujące odbicie w tafli wody, skoro na porządku dziennym są takie kwiatki, jak przenikanie się obiektów czy też niskiej jakości tekstury – oczekiwałem więcej. Nie odczułem obecności specjalnych dodatkowych efektów graficznych, które rzekomo miały wzbogacić wersję na drugiego iPada. Dobrze przynajmniej, że zróżnicowanych scenerii można pogratulować grze. Ogółem, całość nie wygląda źle, ale też w żadnym wypadku nie zachwyca.

Czy warto zainwestować w Siegecrafta? Zapłaciłem za ten tytuł jednego dolara w promocji i otrzymałem w zamian odpowiednią porcję rozrywki, pozostawiając sobie już zwykłe śrubowanie wyników. Myślę, że wydanie trzech dolarów w App Store na ten tytuł również nie będzie przesadą, o ile lubimy tego typu gry. Tutaj trzeba cierpliwości i nierzadko dużej precyzji. Nie zdziwcie się, jeżeli zamiast relaksu doznacie irytacji.

Siegecraft kupimy w App Store

Plusy:

+ mocno zręcznościowa, wymagająca rozrywka

+ wciągające dodatkowe tryby gry

+ przyjemny tryb multiplayer

+ obsługa iCloud oraz Gamecenter

+ dobra grafika

+ przystępna cena

Minusy:

– nieprecyzyjne sterowanie

– krótki czas rozgrywki

Danger:
Powiązane wpisy
Disqus Comments Loading...

W serwisie wykorzystywane są pliki cookies. Stosujemy je w celach zapewnienia maksymalnej wygody użytkownika oraz do zbierania informacji statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki.