W moje ręce trafił niedawno tablety chińskiej firmy PiPO, dokładniej model M7-Max Pro w wersji z modemem 3G. Wyposażono go w czterordzeniowy układ i 2 GB RAM-u oraz ekran o rzadko spotykanej przekątnej 8,9 cala. Czy warto go kupić? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
Przeczytaj koniecznie >> Recenzje tabletów
PiPO M7-Max Pro 3G kosztuje niecały tysiąc złotych, więc nie jest to najniższy przedział cenowy. Wystarczy przypomnieć, że za tę kwotę można kupić już najnowszego Nexusa 7, choć w wersji bez 3G. Zanim jednak przejdziemy dalej, zobaczmy jak tablet wygląda na papierze:
Jak widać, użyto zeszłorocznego układu Rockchipa w parze z grafiką Mali. Wydaje się, że tablet powinien działać przyzwoicie, tym bardziej że do dyspozycji ma 2 GB RAM-u. Na uwagę zasługuje też fakt, że postanowiono wyposażyć go w GPS, Bluetooth, żyroskop i kompas, a także dość pojemną baterię. Jak wiadomo, suche dane nie zawsze odpowiadają realnemu działaniu urządzenia, dlatego czas przejść do części zasadniczej.
Wykonanie, wygląd
Pierwsze wrażenie w przypadku nowego urządzenia zawsze robi opakowanie. Niestety, PiPO nie przywiązało do tego elementu wagi i zastosowało zwykłe, czarne pudełko wewnątrz tekturowej obwoluty. Nie jest to zbyt zachęcające rozwiązanie, za to z pewnością jedno z tańszych. Od środka przyklejono cienką gąbkę, choć i tutaj o dbałości wykonania nie można raczej mówić. Po zdjęciu pokrywy ukazuje nam się tablet obramowany jakimś sprężystym materiałem, a pod nim znajdziemy akcesoria – ładowarkę, kabel USB, przejściówka microUSB-USB oraz słuchawki.
Jeśli chodzi o wykonanie samego tabletu, moje odczucia są mieszane. Choć użyte tworzywa nie są złe, to mam zastrzeżenia do przycisków fizycznych. Są po prostu mało przyjemne w dotyku, sprawiają wrażenie ostrych. Ponadto zdarzyło mi się wcisnąć je przypadkiem podczas pisania w orientacji pionowej. Nie najlepiej sprawa ma się również, gdy zwrócimy uwagę na spasowanie ramki ekranu z samym ekranem. W moim egzemplarzu w jednym rogu ekran jest nieco poniżej ramki, a w przeciwległym powyżej. Nie jest to różnica wpływająca na używanie tabletu, ale można było zrobić to lepiej. Nie uniknięto też skrzypienia przy próbie wygięcia obudowy. Dobrze sprawdza się pomysł, by tył obudowy po bokach miał wypustki. Dzięki temu zabiegowi chwyt jest pewniejszy. Wykonanie tabletu zatem można określić jako przeciętne, choć jeśli patrzeć na kraj pochodzenia, to jest nieco lepiej, niżby można się spodziewać. Jeszcze parę poświęcę slotom na karty SIM i SD – ich wkładanie nie należy do łatwych, bo trzeba je wcisnąć dość głęboko i męskie paznokcie mogą nie wystarczyć. Na szczęście jednak nie robi się tego zbyt często, więc w większości przypadków można potraktować to jako jednorazową trudność.
Przechodząc do wyglądu, przód tabletu jest najprostszy z możliwych. Czarna ramka z aparatem, ekran, brak żadnego logo, brak przycisków. Nie jest to oczywiście wadą, wręcz przeciwnie – dzięki temu nie ma żadnych szpecących akcentów. Gorzej jednak jest po obróceniu urządzenia. Od razu rzuca się w oczy wypukły aparat z lampą błyskową oraz wyróżniające się kolorem informacje o modelu i uzyskanych certyfikatach. Obok nich początkowo była jeszcze naklejka informująca o zgodności z WCDMA, która po usunięciu zostawiła sporo kleju, którego pozbycie się zajmuje trochę czasu. Wypustki, które chwaliłem omawiając wykonanie, są na innym rodzaju tworzywa niż środek tyłu tabletu, co również wpływa niekorzystnie na wygląd, choć nie przeszkadza to jakoś bardzo. Jako że zastosowano listwę złącz zamiast jednego USB, oznaczenia tychże znajdują się przy górnej krawędzi tyłu tabletu. Na górnym boku znajdziemy też przyciski włączania/wygaszania ekranu i, według mnie zupełnie zbędny, przycisk wróć. Z kolei w ładowarce umieszczono czerwoną diodę, która świeci, gdy tylko zasilacz zostanie wsadzony do gniazdka. To zdecydowanie nie może się podobać i nie wiem, co kierowało ludźmi, którzy wymyślili, by ją zamontować.
Z tyłu urządzenia znajdziemy też głośniki, które wydają całkiem dobry, jak na możliwości urządzenia mobilnego, dźwięk. Miejsce umieszczenia nie jest zbyt korzystne, niemniej maksymalna dostępna głośność pozwala na oglądanie filmów czy słuchanie muzyki bez słuchawek, choć używając ich jakość będzie lepsza. Nie dotyczy to niestety tych, które znajdziemy w pudełku. Dobrze, że są, ale dźwięk, który z siebie wydają jest bardzo niskich lotów. Podobne zdanie mam o zastosowanych aparatach. Próbne zdjęcia robiłem co prawda w czasie pochmurnego dnia, ale uzyskane fotografie i tak były poniżej oczekiwań. Aparat może się przydać, gdy nie będzie się miało żadnego innego urządzenia pod ręką, ale lepsze zdjęcia robiły smartfony sprzed 2-3 lat.
Nie zadowolił mnie również czas pracy na baterii. Przy włączonym Wi-Fi i wsadzonej karcie SIM, leżąc na biurku rozładował się w około 24 godziny. Średni czas włączonego ekranu wyniósł natomiast sześć-siedem godzin. Bardzo możliwe, że przy mniejszej liczbie powiadomień, wyniki byłyby dużo lepsze, ale uważam, że po to one są, by z nich korzystać. Na pewno największy wpływ na zużycie baterii w stanie czuwania ma moduł 3G, bo po wyciągnięciu karty SIM, uzyskiwane czasy były dużo lepsze.
Zdecydowanie najlepsze wrażenie w tablecie robi ekran. Rozdzielczość 1920×1200 przy przekątnej 8,9″ daje 254 ppi, a więc zagęszczenie pikseli jest niemal takie jak w iPadzie Air. Wiernie odwzorowano również kolory oraz zagwarantowano szerokie kąty widzenia (producent deklaruje 178°). Rozmiar i proporcje sprawdzają się świetnie przy oglądaniu filmów i wtedy ekran pokazuje swoją siłę. Dzięki temu, że jest on nieco szerszy niż kinowe 16:9, sprawdza się dobrze również w przypadku zwykłego używania.
Osiągi, działanie
Pomimo że cała interakcja z tabletem odbywa się na ekranie, nie jest on najważniejszy. W końcu na urządzeniu chcemy działać i pracować, a nie tylko je oglądać. Jak sprawdza się on na co dzień? Zacznę od przytoczenia wyników testów syntetycznych.
Jak widać, w większości uzyskał zadowalające wyniki, jednak w AndroBench, co tu dużo mówić, poniósł klęskę. W teście sekwencyjnego odczytu uzyskany czas jest wręcz katastrofalny w porównaniu z Nexusem 7 z 2013 roku i objawia się to nader często podczas użytkowania. Monity o zamknięciu aplikacji zdarzają się co najmniej kilka razy dziennie, a kilkusekundowe zawieszanie się jest wręcz rutyną. Co jasne, najbardziej dotkliwe jest, gdy w tle wykonywana jest jakaś operacja, np. pobieranie aplikacji. Poza tym urządzenie wrażliwe jest na zmiany wewnątrz systemu – po zainstalowaniu SwiftKey zdarzało się, że na pojawienie się klawiatury czekałem nawet pięć-osiem sekund.
Producent przygotował swój launcher przypominający interfejs znany z Windows 8. Nie został on jednak przetłumaczony na język polski, a w paru miejscach pojawia się nawet chiński. Launcher ten powiązany jest z innymi aplikacjami dostępnymi po wyjęciu z pudełka, jednak są one dużo gorszej jakości niż te, które można pobrać z Google Play. Mało tego, często nawet nieuruchamiane powodują błędy w działaniu, więc zdecydowanie nie polecam ich używania, a najlepiej je odinstalować. Podobnie sprawa wygląda z launcherem, któremu również zdarza się bez powodu wywołać błąd i zamknąć. W ten sposób nieskuteczna staje się blokada rodzicielska, którą on oferuje, bo i tak jest możliwe, że użytkownik uzyska dostęp do całej zawartości tabletu. Plusem są dodatkowe widżety, do gustu przypadł mi przede wszystkim przełącznik ustawień.
Poza launcherem nie przetłumaczono też części ustawień, jak np. menu MultiWindow, czyli obsługi do 4 aplikacji naraz. Sama funkcja jest ciekawa i spełnia swoje zadanie, choć mnie kilka okien naraz na urządzeniach mobilnych nie przekonuje.
Podsumowanie
Tablet PiPO Max-M7 Pro nie jest tabletem złym. Brak płynności i stabilności stanowi jednak wadę, która waży na tym, że nie mogę go z czystym sumieniem polecić. Na pewno zadowolone będą osoby, które chcą przede wszystkim oglądać filmy w wysokiej jakości – do tego nadaje się niemal doskonale. Niemal, bo nawet w tym przypadku doskwierać może to, że niewykluczone jest zawieszenie się urządzenia w czasie uruchamiania odtwarzacza. Szkoda, bo gdyby nie to, ocena byłaby na pewno wyższa. Ja jednak od urządzenia oczekuję przede wszystkim jak najbardziej bezproblemowego działania, a tablet PiPO mi tego nie zapewnił. Testy syntetyczne pokazują, że było to osiągalne, lecz, niestety, coś poszło nie tak – najprawdopodobniej winna jest optymalizacja systemu lub użyte pamięci. Dlatego też, jeśli komuś nie zależy bardzo na wygodnym oglądaniu multimediów lub module 3G, na pewno lepszym rozwiązaniem będzie kupno najnowszego Nexusa. Jeśli jednak jest inaczej, to decyzja z pewnością nie należy do łatwych, ale ja jej za was podjąć nie mogę.
Ocena: 3,5/6
Plusy:
+ dobry ekran;
+ moduł 3G;
+ dobre wyniki w testach syntetycznych.
Minusy:
– brak płynności i stabilności;
– niskiej jakości dodatkowe oprogramowanie;
– listwa złącz zamiast jednego USB.