Pod koniec marca rozpoczęła się kolejna rozprawa sądowa pomiędzy Apple i Samsungiem. Firma z Cupertino żąda od Koreańczyków ponad 2 mld dolarów zadośćuczynienia za naruszenie patentów. Tymczasem Samsung stara się bronić jak może i powołuje na świadków przedstawicieli Google, którzy mają za zadanie udowodnić przed sądem, chociaż częściowo, brak szkód wywołanych Apple. Koreańczycy twierdzą, że wiele z funkcji opatentowanych z myślą dla iPhone’a w rzeczywistości rozwijanych było przez Google jeszcze przed premierą pierwszego telefonu z iOS.
Przeczytaj koniecznie >> Samsung oszukał inwestorów w związku ze sprzedażą Galaxy Tabów w 2011 roku
Kolejna rozprawa sądowa pomiędzy Apple i Samsungiem rozpoczęła się 31 marca. Gwoli przypomnienia, firma z Cupertino chce łącznie od Koreańczyków ponad 2 mld dolarów odszkodowania za naruszenie pięciu patentów, w tym na: slide to unlock, szybkiego łączenia, uniwersalnego wyszukiwania, automatycznej korekty słów oraz synchronizowania w tle. Suma, którą Samsung może stracić nie jest więc mała. Tym bardziej, że poprzednia sprawa z Apple również skończyła się dla Koreańczyków przegraną w wysokości aż 930 milionów dolarów.
Samsung obrał dosyć ciekawą linię obrony i na świadków postanowił powołać pracowników Google, którzy mają udowodnić, że roszczenia firmy z Cupertino są zbyt wygórowane. Pierwszym z nich był Hiroshi Lockheimer – wiceprezes do spraw inżynierii Androida. Opowiedział on o początkach systemu, gdy pracowało nad nim zaledwie około 30 osób. Dopiero po przejęciu projektu przez Google zespół rozrósł się do 600-700 osób. Lockheimer wspomina także o pasji towarzyszącej początkom Androida, kiedy to opracowywano nowe idee i rozwiązania. Jego pierwsze bliższe spotkanie z Androidem nastąpiło już na początku 2006 roku, kiedy to Andy Rubin zaprezentował wczesną wersję systemu. To oznacza, że prace nad Androidem prowadzono jeszcze na długo przed premierą pierwszego iPhone’a, który na rynek trafił w 2007 roku.
Zastanawiacie się jednak: po co Samsung w ogóle bierze na świadków ekspertów z Google? Oczywiście w jednym celu. Chce w ten sposób podważyć znaczenie patentów Apple, które naruszono. Dla przykładu: uniwersalne wyszukiwanie, które pozwala na jednym ekranie wyszukiwać zawartość w sieci web, jak i na pamięci lokalnej urządzenia. Lockheimer twierdzi (powołując się na dane Google), że użytkownicy w 98% klikają na wyniki w sieci niż te znalezione na telefonie. Samsung w ten sposób stara się przekonać sąd, że ten patent w ogóle nie ma jakiejś większej wartości.
No dobrze, tymczasem Apple starało się zakwestionować udział pracowników Google w całym sporze. Firma z Cupertino twierdzi, że pojawienie się Googlerów wprowadza zamieszanie wśród ławy przysięgłych, co może wpłynąć na ich nieadekwatną do rzeczywistości decyzję. Ponadto Apple podkreśla, że to Samsung jest oskarżonym, a nie Google. Mimo wszystko na ławie sądowej ma pojawić się w tym miesiącu jeszcze 17 ekspertów z firmy z Cupertino, którzy mają udowodnić, że rozwiązania z iPhone’a już wcześniej planowano dla Androida (a przynajmniej ich część).
Czy Koreańczycy obrali dobrą drogę do walki z Apple? Przyglądając się poczynaniom Koreańczyków w sądzie trudno to stwierdzić. Widzimy, że Samsung chce zakwestionować znaczenie patentów Google po to, aby chociaż obniżyć wartość kary, która może go czekać. Eksperci powołani przez Apple stwierdzają jednak jednoznacznie, że Samsung powinien wypłacić firmie z Cupertino całość odszkodowania, czyli 2,191 mld dolarów. Ponadto dodają, że urządzenia Koreańczyków bez funkcji z naruszonych patentów mogłyby cieszyć się na rynku mniejszym zainteresowaniem.
Kto wygra obecne starcie? O tym przekonamy się z czasem.
Źródło: NY TIMES