Mark Rosekid z NHTSA twierdzi, że winę za tak drastyczny wzrost zdarzeń drogowych z udziałem ofiar śmiertelnych ponoszą smartfony.
Znajomy z USA mówił mi, że w Stanach bardzo łatwo jest zdać egzamin na prawo jazdy, a samym dokumentem posługują się, jak u nas dowodem osobistym. Ile w tym prawdy – nie mam pojęcia, nie było mi dane odwiedzić nigdy USA. Nie mniej jednak liczba wypadków ciągle się zwiększa. Powody mogą być różne – niedoświadczeni kierowcy (w Stanach prawo jazdy może dostać 16-latek), brawura, a także smartfony. I z tym ostatnim Amerykanie zdają się mieć największy problem.
W pierwszym półroczu 2015 roku w Stanach w wypadkach samochodowych zginęło w sumie 16 225 osób. Oznacza to 8,1-procentowy wzrost liczby ofiar śmiertelnych w porównaniu do poprzedniego półrocza. Choć The National Highway Traffic Safety Administration (NHTSA) twierdzi, że jeszcze zbyt wcześnie na ustalenia, co było przyczyną tak sporego skoku, szef agencji, Mark Rosekind, nie ma żadnych złudzeń i jako powód wskazuje smartfony. Tylko w 14 stanach istnieje prawo zakazujące rozmowy przez telefon w trakcie jazdy samochodem. W 50 stanach natomiast zakazuje się pisania SMS-ów za kółkiem.
Przypominamy, że w Polsce nie można rozmawiać przez telefon w trakcie jazdy bez specjalnych zestawów słuchawkowych lub głośnomówiących. Poniżej przestroga dla tych, którzy jednak nie mają problemu z wysyłaniem sobie wiadomości czy snapów podczas prowadzenia pojazdem:
Źródło: PhoneArena