„Infinity Blade” to fenomen pod każdym względem. Aż dziw bierze, że projekt, który początkowo robił za benchmark demonstrujący w czasie rzeczywistym możliwości silnika Unreal Engine 3 na platformie iOS, właśnie doczekał się trzeciej odsłony, która wyniosła serię na zupełnie nowy poziom.
Przeczytaj koniecznie >> Recenzje gier na tablety
Normalnie w branży elektronicznej rozrywki deweloperzy zaczynają się gubić w swoich pomysłach na rozwój marki na tym etapie. Dochodzi do sytuacji, w których podejmowane są złe decyzje odnośnie tego, który element rozgrywki rozwinąć i jaką innowację poczynić względem poprzedniczek. Epic Games nie jest jednak zwykłą firmą tworzącą po to, aby zarobić na przeciętnym, acz dobrze wypromowanym produkcie. Od pierwszego „Infinity Blade” w serii obecna jest wizja czegoś większego, co stało się faktem za sprawą „trójki” w tytule.
Nowa część wprowadza szereg zmian do niemal każdego aspektu rozgrywki, zachowując przy tym jej specyficzne mechanizmy dungeon crawlera bez zmian. Ponieważ głównym zadaniem gracza nadal pozostaje walka z (w sumie) hordami przeciwników, którzy całkiem przypadkiem znajdują się za każdym rogiem i, co irracjonalne, ale też strasznie fajne, znacznie różnią się między sobą. Mowa nie tylko o rozmiarze oponentów (a napotkamy prawdziwie potężnych skurczybyków!), ale także poziomie doświadczenia, opancerzeniu i reprezentowanym przez nie stylu, oraz najbardziej kluczowej różnicy, czyli stylu walki, który na szczęście jest zróżnicowany na tyle, że nieustannie trzeba mieć się na baczności. Schematy ataków lubią się zmieniać nawet w obrębie tej samej postaci, więc nie ma mowy o nudzie. Najbardziej fascynującym motywem jest pojawiający się od czasu do czasu smok. Tak, legendarny potwór, który nadlatuje z nieba i zionie ogniem, po czym stara się chapsnąć naszego bohatera, czego możemy uniknąć za sprawą udanej sekcji QTE (Quick-Time Events – sekwencji ruchów dyktowanych przez grę).
Walka nie doczekała się zmian. Tym samym blokowanie, parowanie, unikanie oraz wykonywanie ataków nadal jest najczęściej stosowanym zestawem ruchów. Mała rewolucja za to dokonała się w otoczce towarzyszącej aspektowi militarnemu. Pod tym względem można mówić o pogłębieniu rozgrywki i wręcz nadaniu jej charakteru gatunku Action RPG. Przedmioty kupione (teraz także u portowych sprzedawców!) bądź zdobyte już wcześniej można było wzbogacać o kryształy, które modyfikują ich właściwości. Obecnie nasza postać regularnie się rozwija, a po każdorazowym awansie na wyższy poziom stajemy przed możliwością zainwestowania punktów w jedną z kilku właściwości bohatera, co w efekcie sprawia, że zyskuje on nowe perki po osiągnięciu określonego pułapu w każdej z cech wojennych.
Pomysł na wypełnianie pewnych celów liczebnych przewija się także w przypadku broni. Każda pojedyncza sztuka orężu posiada określoną maksymalną pulę punktów doświadczenia, które musimy zdobyć, aby stać się mistrzem w korzystaniu z niej. W ten sposób mimowolnie stajemy się fanami nawet najsłabszych narzędzi siłowej perswazji, bo wiadomo – każdy lubi być najlepszy i mieć wszystko zrobione na sto procent. Fani tego typu rozwiązań będą zatem wniebowzięciu widząc ogromną liczbę osiągnięć wewnątrz gry dotyczących wszystkiego, co robimy. Wypełnianie podstawowych celów jest proste i dokonuje się poniekąd automatycznie, a przy niektórych trzeba spędzić co nieco czasu na odtwarzaniu tych samych czynności.
Na szczęście o nudzie nie powinno być mowy, choćby ze względu na drugiego bohatera, którym przyjdzie nam zwiedzać świat gry. A osiem krain, które stworzono na potrzeby „Infinity Blade III”, to sztuka, która zachwyca na każdym kroku. Nie jesteśmy już ograniczeni do jednej rozbudowanej lokacji, gdyż zadania rozsiane są po całym „kontynencie”, na który składa się osiem lokacji. Osiem pięknych, wyładowanych szczegółami i pięknymi widokami miejsc, które aż chciałoby się odwiedzić osobiście.
Graficznie bowiem gra nie zaskakuje w kontekście solidnych zmian, które dotknęły mechanizmy rozgrywki. Mimo tego, że „Infinity Blade” grane było dawno temu i pierwszy efekt „WOW!” zdążył przeminąć kilkukrotnie, trudno było mi powstrzymać się od zachwytów nad widokami oraz faktem, że wszystko jest generowane w czasie rzeczywistym, przez co nawet oglądając przerywniki filmowe można delikatnie manipulować kamerą, odciągając ją od centrum akcji. Grałem na iPadzie drugiej generacji i mogę tylko powiedzieć, że jakość grafiki można porównywać do tej z wielu gier z Xboksa 360. To po prostu trzeba zobaczyć – na smartfonie lub tablecie. Paleta barw i efekty świetlne dosłownie porażają.
W przypadku oprawy muszę jednak poczynić dwie uwagi. Pierwsza to chwilami karygodnie kwadratowe cienie postaci, których niedoskonałości widać na zbliżeniach, gdzie przypominają klocki z „Minecraft”. Druga tyczy się płynności grafiki, która chwilami dostawała zauważalnej zadyszki. Ponownie jednak: produkcja działała na kilkuletnim już drugim iPadzie z szóstą generacją iOS na pokładzie. To koronny dowód na to, że Epic Games opanowało optymalizację swojego silnika na platformie mobilnej Apple do perfekcji.
Na koniec recenzji należy odpowiedzieć na pytanie, czy „Infinity Blade III” warte jest wydania prawie sześciu euro. Według mnie jak najbardziej, albowiem dawno nie zostałem tak mocno wessany przez grę mobilną i idę o zakład, że nie jestem osamotniony w tej sytuacji. Mowa o fenomenie dedykowanym platformie iOS i będącym jest wizytówką, a nawet karta przetargową dla wielu. Twórcy nie spoczęli na laurach i wprowadzili szereg nowości, nie starając się wymyślać koła na nowo. Zatem, czy jesteście fanami serii od pierwszej części, czy dopiero rozpoczynacie z nią przygodę: „trójkę” po prostu musicie podjąć jako wyzwanie.
Nasza ocena: 6/6
Plusy:
+ pogłębienie rozgrywki;
+ dodatkowy bohater;
+ jeszcze lepsza grafika;
+ kompatybilność ze starszym iPadem 2.
Minusy
– brak polskiej wersji językowej;
– wysoki próg wstępu.